piątek, 5 października 2012

szuszone jabłka, kompot i orzechy

Jakoś ostatnio ciągle chwyta mnie jakieś choróbsko. Najpierw przeziębienie a potem grypa żołądkowa. Mam wrażenie, że wpadam z jednej przypadłości w drugą. Czasem się zastanawiam czemu ciągle to ja jestem chora? Niby siedzę w domu, nie szlajam się nigdzie po przeciągach i wywiewach, nie piję nic zimnego z lodówki... a ciągle coś mi jest. Za to mojemu zahartowanemu mężowi nigdy nic nie dolega :) No może z tym nigdy to trochę przesadzam, bo raz na rok to i jemu się zdarza jakaś niedyspozycja, ale w ogólnym rozrachunku to coś w tym jest! Oczywiście jestem bardzo zadowolona z tego, że chociaż on jest zdrowy, ale wiecie jak to jest... czuję się po prostu pechowo ;) W sumie przyzwyczaiłam się, że na wierzchu musi być zapas chusteczek jednorazowych, a pod ręką sweter. Na szczęście teraz, jesienną porą, jakoś łatwiej przychodzi mi godzenie się z tym wszystkim, bo swetry, ciepłe herbatki i chroniczne pociąganie nosem są jakby atrybutami tego okresu w roku.



Leżąc pod kocem lub nawet siedząc przy komputerze lubię sobie coś popodgryzać - niczym wiewiórka ;) Mój małżonek chyba nawet bardziej niż ja, więc cokolwiek bym nie postawiła na stole to znika dosyć szybko. W sumie to dobrze, bo nie ma kiedy się zepsuć w przeciwieństwie do jadalnych dekoracji od których zawsze co roku musiałam go odganiać (mianowicie od włoskich orzechów w łupinie). Mam trochę takich właśnie orzechowych eksponatów, które już liczą sobie kilka lat i na próżno by doszukiwać się w ich środkach czegokolwiek. Kiedyś nawet zdarzyło się, że przyjechali do mnie goście a na stole była dekoracja w postaci całej miski orzechów. Ów goście postanowili się nimi uraczyć, ale niestety spotkała ich niespodzianka a w zasadzie brak pysznej niespodzianki po rozłupaniu skorupki :)) Cóż, jeśli nie kładę obok dziadka do orzechów, to chyba wystarczający znak że eksponaty nie są przeznaczone do spożycia... a może i nie? ;) W tym roku póki co jeszcze orzechowych zapasów nie wyciągałam i nie wiem czy to zrobię, ale jak to się mówi - się zobaczy :)





Na razie do słoików wrzuciłam orzechy bez łupinek, które mąż wyjada przy każdej okazji, Pistacje już się nie uchowały, ale ich miejsce zajęły suszone jabłka przywiezione od mojej mamy (to te same działkowe, które pokazywałam ostatnio jak zbieraliśmy). Idealnie nadają się do pochrupania! No i kompocik ostatnio robię taki na teraz, bo już nie długo zacznę otwierać słoiki z letnimi pysznościami :)



A tutaj włożyłam trochę ostrokrzewu, który już zdążył się ususzyć.



Przymocowałam też to wianka kilka szyszek, żeby nabrał bardziej jesiennego wyglądu.




Póki co to tyle, zmykam napić się herbatki z sokiem porzeczkowym :)

2 komentarze:

  1. No to nie wesoło z tym zakichaniem :-(
    Podam Ci przepis na ratowanie się z przeziębienia. jak zechcesz to wykorzystasz. Mojej Marcelce pomogło.
    Wymoczyć nogi w gorącej wodzie z solą i dużą łyszką musztardy. natszeć maścią rozgrzewającą. Nałożyć skarpety a do każdej po dwa duże plastry cytryny. I do łóżka. Rano powinno byc troche lepiej. Zabieg powtórzyć :-)
    Pozdrówka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no tego to jeszcze nie słyszałam :) musztarda i cytryna i to wcale nie do zjedzenia... hmm... no ciekawe :)) dzięki

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...