A w zasadzie, gdy nie ma męża i córki, to mogę zrealizować kuchenne zaległości. Może i wy tak macie, że posiadacie w głowie (bądź w notesie) listę rzeczy do zrobienia, gdy nadarzy się ku temu sposobność? Ja mam mnóstwo takich rzeczy do wykonania/spróbowania, tylko szkoda że nigdy nie mam na to czasu. Teraz trafiła się szansa na wypróbowanie przepisu na pitę!
Samej w domu (w sumie to z synkiem, ale 8-miesięczniak w kuchni przy garach grzebać raczej mi nie będzie, hehe) gotować codziennie się nie chce, więc dobrze jest wykorzystywać w oryginalny sposób resztki z dnia poprzedniego. Znalazłam przepis i do dzieła. Powiem szczerze, że nie byłam przekonana co do tego czy w ogóle mi to wyjdzie (ciasto wydawało mi się za ciężkie), ale... tadaam! Pita jak malowana :) Do środka poszła wczorajsza smażona pierś z kurczaka, kapusta pekińska i ogórki. Jako sos zużyłam resztkę śmietany wymieszaną z solą i zmiażdżonym czosnkiem.
Aha, upiekłam 6 bułeczek i łapczywie napełniłam dwie, ale zjeść zdołałam tylko jedną. Druga będzie na kolację.
Lubię takie innowacje w stylu coś z niczego. W planach na kiedyś tam mam jeszcze chlebek naan i takie pierożki chińskie gotowane na parze i wiele innych pyszności. Cóż, może kiedyś mnie najdzie...
wtorek, 28 stycznia 2014
środa, 22 stycznia 2014
Hiacynty w wazie i wilk
Nareszcie udało mi się zrealizować coś o czym od dawna marzyłam. Kupiłam jeszcze w starym roku białą wazę a teraz dostałam od mamy hiacynty :) Oczywiście od razu wskoczyły do wazy i się w niej zadomowiły. Jestem wprost przeszczęśliwa!
Kupiłam też, podczas ostatniej wizyty w Ikea, pluszowego wilka z bajki o Czerwonym Kapturku. Do wilka dołączona była miniaturowa babcia, którą wilk zjada paszczą a potem się ją wyciąga rozpinając mu koszulę (czyt. wyciąga się babcię z brzucha wilka i ją tym samym ratuje). Sama nie wiem czy ten wilk sprawił większą radość mnie czy dzieciom. W każdym razie bawiłam się nim w samochodzie całą drogę do domu niczym małe dziecko :D
A obok wilka stoją a w zasadzie dopiero zakwitną, żonkile.
A na ostatnim zdjęciu prywatny hiacynt córki, który dostała od babci :)
Kupiłam też, podczas ostatniej wizyty w Ikea, pluszowego wilka z bajki o Czerwonym Kapturku. Do wilka dołączona była miniaturowa babcia, którą wilk zjada paszczą a potem się ją wyciąga rozpinając mu koszulę (czyt. wyciąga się babcię z brzucha wilka i ją tym samym ratuje). Sama nie wiem czy ten wilk sprawił większą radość mnie czy dzieciom. W każdym razie bawiłam się nim w samochodzie całą drogę do domu niczym małe dziecko :D
A obok wilka stoją a w zasadzie dopiero zakwitną, żonkile.
A na ostatnim zdjęciu prywatny hiacynt córki, który dostała od babci :)
środa, 25 grudnia 2013
Wesołych Świąt!
Życzę wszystkim zdrowych i wesołych Świąt :)
... i świąteczny misz-masz, żeby nie mieć zaległości w Nowym Roku:
... i świąteczny misz-masz, żeby nie mieć zaległości w Nowym Roku:
piątek, 20 grudnia 2013
znajdź element nie pasujący do rysunku....
Tak to właśnie ten pierniczek...
A teraz coś dla jeszcze bardziej spostrzegawczych... odszukaj ten sam element na obrazku załączonym poniżej:
Brawo! Zarówno za spostrzegawczość jak i dotrwanie do końca tego jakże "długiego" posta :)
środa, 18 grudnia 2013
"Skrzaty"
Wczoraj wreszcie udało mi się odebrać zamówioną książkę Wil Huygen "Skrzaty". Przypuszczałam, że bardzo mi się spodoba, ale nie sądziłam iż wciągnie mnie aż tak bardzo :) Wczoraj koło południa odebrałam a wieczorem już była przeczytana od deski do deski!
Na prawdę polecam, wspaniała książka dla osób, w których nadal drzemie małe dziecko. Dla samych dzieci hm... bo ja wiem, może dla tych starszych by się nadawała, ale dla młodszych to raczej nie - zawiera sporo skomplikowanych pojęć, które może być ciężko wyjaśnić maluchom np. szczegóły procesów technologicznych i rękodzielniczych albo zjawiska typu higroskopijność. Poza tym są też wspomniane sceny tortur na skrzatach np. wkładanie go do maszynki do mielenia mięsa itp. No albo jak tu małemu dziecku czytać: "(...) łapami śmierdzącymi zdechłym szczurem (...)". Tak czy owak, dla dorosłych książka bardzo fajna i wciągająca. Szczerze powiedziawszy to miałam problem żeby się oderwać od niej choćby na zjedzenie czegoś, bo z każdą kolejną stroną powtarzałam sobie że zaraz zrobię przerwę, ale ciekawość wygrywała i zaczynałam kolejne rozdziały :D Można by powiedzieć, że książka składa się z dwóch części. Pierwsza ma postać albumu z obrazkami i opisuje szczegółowo skrzaty, ich budowę anatomiczną, zmysły itp. oraz zwyczaje i życie codzienne.
Drugą część stanowią skrzacie opowieści i z powodzeniem można by je czytać dzieciom jako odrębne opowiadania z morałem.
Z całej książki najbardziej mnie zachwycił rozdział "Budowa domu", w którym przedstawiono jak wygląda od środka skrzaci dom. Opisano wszystko, od wyboru miejsca pod budowę domu aż po elementy wystroju.
Książkę przeczytałam wczoraj, ale jeszcze dziś jestem podekscytowana gdy na nią patrzę :) Pozycja jak dla mnie idealna!
Na prawdę polecam, wspaniała książka dla osób, w których nadal drzemie małe dziecko. Dla samych dzieci hm... bo ja wiem, może dla tych starszych by się nadawała, ale dla młodszych to raczej nie - zawiera sporo skomplikowanych pojęć, które może być ciężko wyjaśnić maluchom np. szczegóły procesów technologicznych i rękodzielniczych albo zjawiska typu higroskopijność. Poza tym są też wspomniane sceny tortur na skrzatach np. wkładanie go do maszynki do mielenia mięsa itp. No albo jak tu małemu dziecku czytać: "(...) łapami śmierdzącymi zdechłym szczurem (...)". Tak czy owak, dla dorosłych książka bardzo fajna i wciągająca. Szczerze powiedziawszy to miałam problem żeby się oderwać od niej choćby na zjedzenie czegoś, bo z każdą kolejną stroną powtarzałam sobie że zaraz zrobię przerwę, ale ciekawość wygrywała i zaczynałam kolejne rozdziały :D Można by powiedzieć, że książka składa się z dwóch części. Pierwsza ma postać albumu z obrazkami i opisuje szczegółowo skrzaty, ich budowę anatomiczną, zmysły itp. oraz zwyczaje i życie codzienne.
Drugą część stanowią skrzacie opowieści i z powodzeniem można by je czytać dzieciom jako odrębne opowiadania z morałem.
Z całej książki najbardziej mnie zachwycił rozdział "Budowa domu", w którym przedstawiono jak wygląda od środka skrzaci dom. Opisano wszystko, od wyboru miejsca pod budowę domu aż po elementy wystroju.
Książkę przeczytałam wczoraj, ale jeszcze dziś jestem podekscytowana gdy na nią patrzę :) Pozycja jak dla mnie idealna!
niedziela, 8 grudnia 2013
Blasku świec nigdy za wiele...
Udało się! Wreszcie trafiłam na niedrogą wazę na pseudo niby nóżce. Bez żadnych zdobień, szlaczków itp. Często na blogach widuję właśnie tego typu wazy wykorzystane do sezonowych dekoracji albo... do posadzenia w nich kwiatków :) I takie właśnie zastosowanie docelowe będzie mojej wazy.
Póki co posłużyła do zrobienia świątecznej dekoracji stołu. W środku umieściłam kilka bombek, które w sumie i tak nie są widoczne oraz ozdobny łańcuch i białe piórka. Dla kontrastu zielone gałązki.
Bardzo się cieszę z nowego nabytku, tylko zastanawia mnie jedno.... co mam zrobić z przykrywką od wazy? Jakieś pomysły? Zostawić czy wyrzucić... nie chciałabym trzymać czegoś z czego i tak nie będę korzystała, a obawiam się, że jak na wiosnę wsypię do wazy ziemię z kwiatkami to potem nijak nie będzie się nadawała do celów spożywczych, więc przykrywka nie będzie mi tym samym już nigdy potrzebna. Trochę mi jej szkoda, ale nie mam na nią niestety pomysłu.
Zaczęłam dziś robić pierwszy raz stożkowe dekoracje, które również często widuję na blogach, ale co z nich wyszło (a raczej wyjdzie, bo dopiero jedną zrobiłam) możecie zobaczyć na razie tylko w tle... :)
Póki co posłużyła do zrobienia świątecznej dekoracji stołu. W środku umieściłam kilka bombek, które w sumie i tak nie są widoczne oraz ozdobny łańcuch i białe piórka. Dla kontrastu zielone gałązki.
Bardzo się cieszę z nowego nabytku, tylko zastanawia mnie jedno.... co mam zrobić z przykrywką od wazy? Jakieś pomysły? Zostawić czy wyrzucić... nie chciałabym trzymać czegoś z czego i tak nie będę korzystała, a obawiam się, że jak na wiosnę wsypię do wazy ziemię z kwiatkami to potem nijak nie będzie się nadawała do celów spożywczych, więc przykrywka nie będzie mi tym samym już nigdy potrzebna. Trochę mi jej szkoda, ale nie mam na nią niestety pomysłu.
Zaczęłam dziś robić pierwszy raz stożkowe dekoracje, które również często widuję na blogach, ale co z nich wyszło (a raczej wyjdzie, bo dopiero jedną zrobiłam) możecie zobaczyć na razie tylko w tle... :)
środa, 27 listopada 2013
ciasteczka na jesienno-zimowy dzień
Choć wiele z was pisze, że za oknem macie już pierwszy zimowy śnieg, u mnie nadal szaro i ponuro. Dopiero dzisiejszej nocy pojawił się mróz, więc po cichu liczę, że biały puch wkrótce zawita i do nas :)
Na ocieplenie chłodnych dni robiłyśmy ostatnio z córcią ciasteczkowe serduszka. Fakt faktem, że wyszły mocno przesłodzone, no ale tak to już jest gdy mały pomocnik ma jeszcze nie do końca wprawną rękę hehe :D
W każdym razie... zabawa była? Była! Radość była? Była! A ciasteczkowy potwór również się pojawił.... rano dnia następnego na talerzyku pozostały jedynie okruszki :)
Przeglądam cały czas wasze blogi i pełno wszędzie świątecznych akcentów i dekoracji. U mnie niestety jeszcze ani świątecznie ani zimowo niestety nie jest, ale liczę na to, że już wkrótce to się zmieni. Staram się, żeby z pierwszymi dniami grudnia poczuć w mieszkaniu TEN klimat i nim się nacieszyć, bo rok rocznie po Wigilii zostajemy już u mojej mamy aż do Święta Trzech Króli. Tak więc można powiedzieć, że jak wracam po Wigilii do domu, to pozostaje mi tylko zebrać igliwie z podłogi i zabrać się za sprzątnięcie choinki. Niby owszem mogłabym mieć sztuczną, ale po pierwsze skoro już chcę mieć malutką choinkę to niech będzie ona prawdziwa, sztuczną to może bym kupiła jakbym potrzebowała co roku dużą, ogromniastą choinę, a tak to wystarcza mi mała, ale za to z charakterem, nadająca klimat i zapach. Po drugie samo kupowanie / wybieranie TEJ jedynej, szczególnej i najładniejszej choinki spośród wszystkich drzewek jest... co tu dużo pisać... super extra wspaniałe :D Zawsze jak wchodzę na ten mały placyk z choinkami z każdej strony, to najpierw zataczam dwa kółka i oglądam drzewka, wącham, wręcz wdycham nastrój. Potem zawieszam oko na kilku potencjalnych sztukach, a następnie każde drzewko oglądam po 10 razy z każdej strony czy aby równe, czy nie ma jakichś "szpar" czy będzie miało dobrą wysokość, czy nie jest zbyt rozłożysta. W domu małą choinkę stawiam na pianinie, bo dobrze ją widać z każdego punktu pokoju, więc jestem dość ograniczona właśnie jej rozłożystością. Nie lubię jak gałązki są mocno zepchnięte na ścianę, dlatego szukam takiej mniej rozłożystej. Ehh... już się rozmarzyłam!
Na ocieplenie chłodnych dni robiłyśmy ostatnio z córcią ciasteczkowe serduszka. Fakt faktem, że wyszły mocno przesłodzone, no ale tak to już jest gdy mały pomocnik ma jeszcze nie do końca wprawną rękę hehe :D
W każdym razie... zabawa była? Była! Radość była? Była! A ciasteczkowy potwór również się pojawił.... rano dnia następnego na talerzyku pozostały jedynie okruszki :)
Przeglądam cały czas wasze blogi i pełno wszędzie świątecznych akcentów i dekoracji. U mnie niestety jeszcze ani świątecznie ani zimowo niestety nie jest, ale liczę na to, że już wkrótce to się zmieni. Staram się, żeby z pierwszymi dniami grudnia poczuć w mieszkaniu TEN klimat i nim się nacieszyć, bo rok rocznie po Wigilii zostajemy już u mojej mamy aż do Święta Trzech Króli. Tak więc można powiedzieć, że jak wracam po Wigilii do domu, to pozostaje mi tylko zebrać igliwie z podłogi i zabrać się za sprzątnięcie choinki. Niby owszem mogłabym mieć sztuczną, ale po pierwsze skoro już chcę mieć malutką choinkę to niech będzie ona prawdziwa, sztuczną to może bym kupiła jakbym potrzebowała co roku dużą, ogromniastą choinę, a tak to wystarcza mi mała, ale za to z charakterem, nadająca klimat i zapach. Po drugie samo kupowanie / wybieranie TEJ jedynej, szczególnej i najładniejszej choinki spośród wszystkich drzewek jest... co tu dużo pisać... super extra wspaniałe :D Zawsze jak wchodzę na ten mały placyk z choinkami z każdej strony, to najpierw zataczam dwa kółka i oglądam drzewka, wącham, wręcz wdycham nastrój. Potem zawieszam oko na kilku potencjalnych sztukach, a następnie każde drzewko oglądam po 10 razy z każdej strony czy aby równe, czy nie ma jakichś "szpar" czy będzie miało dobrą wysokość, czy nie jest zbyt rozłożysta. W domu małą choinkę stawiam na pianinie, bo dobrze ją widać z każdego punktu pokoju, więc jestem dość ograniczona właśnie jej rozłożystością. Nie lubię jak gałązki są mocno zepchnięte na ścianę, dlatego szukam takiej mniej rozłożystej. Ehh... już się rozmarzyłam!
Subskrybuj:
Posty (Atom)